Rozdział 4 (cz. 5/5)

Mam nadzieję, że ta część jest w miarę ok i nie przynudzam. Po tak długiej przerwie od pisania w końcu wszystko jest możliwe. c':
Aha, jest sprawa - od teraz części na SM będą się pojawiać na stronie nie co tydzień, a co dwa. Dlaczego? Raz, że nauka, dwa, że i tak nie ma tutaj zbyt wielu czytelników, trzy, że zaczął się sezon koncertowy chórów, do których należę, a cztery, że teraz będę pisać prace na wojewódzki i ogólnopolski konkurs literacki... Życzcie mi powodzenia. :)
Po minięciu tego ciężkiego okresu pomyślę o powrocie publikacji części co tydzień. To wszystko będzie zależeć od Was.

P.S. Prosząc o komentarze z motywacją do pisania oraz zdaniem odnośnie serii miałam na myśli raczej jakieś uzasadnione opinie, bo powiedzenie "robi się coraz ciekawiej" powoduje, że mam wrażenie, że dana osoba w ogóle tego nie przeczytała. Dlaczego? Takie wypowiedzi są bardzo niejednoznaczne.
**********************
Janina
Usiadłam na łóżku. Bolała mnie głowa. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się po pokoju i ujrzałam... blondynkę siedzącą na krześle, która opierała się łokciem o parapet i wpatrywała w padający deszcz.
- Em... przepraszam? - zaczęłam niepewna. Nieznajoma zwróciła w moją stronę twarz z szeroko otwartymi, przerażonymi oczyma. - Gdzie jestem?
- N-nie wiem - wydukała cichym, nieco dziecięcym głosikiem. Ponownie zaczęła się wpatrywać w deszcz stukający o okno. Zbadałam spojrzeniem pokój. Ściany były gładko białe, podobnie jak podłoga, łóżka, stół czy krzesła. Szybko przeliczyłam ilość miejsc. Pięć. Niemalże każde łóżko lub jego okolice wyglądały tak, jakby były już przez kogoś zarezerwowane... prócz jednego. Wypuściłam z płuc powietrze i wstałam. Kiedy chciałam podejść do zapewne nowej współlokatorki, potknęłam się o torbę leżącą na ziemi. Omal nie upadłam. Dziewczyna popatrzyła na mnie z przestrachem. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nic... się nie stało - powiedziałam, czując, że robię się cała czerwona. Popatrzyłam na walizę, o którą się potknęłam. Ułamane kółko, ubrudzony i zdarty czarny materiał... musiała być moja.
- Jestem Ania - odezwała się, kiedy masowałam zbolały palec u nogi.
- Ja Janka - odpowiedziałam, próbując rozruszać stopę.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - pisnęła ledwo słyszalnie.
- Tak, tak - mruknęłam, jednak nadal się krzywiłam.
- To ośrodek psychiatryczny? - zapytała całkowicie poważnie. Zamarłam.
- Co?
- Czy to...
- Dobrze, zrozumiałam... ale: co?
Patrzyła na mnie kompletnie bez zrozumienia. Westchnęłam, jakby zapytała o rzecz wyjątkowo banalną i oczywistą.
- Skąd masz takie przeczucie?
Milczała. Patrzyła na mnie cały czas zdezorientowanym spojrzeniem, jakby zastanawiała się, jak poprzeć swoją tezę. Wywróciłam oczami i przykucnęłam przy walizce. Zaczęłam wygrzebywać z niej zmięte rzeczy. Sama bym się spakowała? Kiedy? W torbie panował niesamowity chaos, zupełnie jakby osoba, która się tym zajęła bardzo się spieszyła. Kiedy wyrzucałam kolejne bluzki i spodnie na zapewne moje nowe łóżko, usłyszałyśmy trzask drzwi.
- Co wyście za jedne?
Głos był mi dziwnie znajomy. Obejrzałam się za siebie... i zobaczyłam osobę, która zdecydowanie w tej chwili nie była wcale potrzebna.
- O kurwa - przeklęła, kiedy tylko mnie rozpoznała. Ania z przerażeniem spoglądała to na mnie, to na nią. - Co ty tutaj do jasnej cholery robisz?!
Wściekła podeszła bliżej i chwyciła mnie za bluzkę. Pociągnęła w górę. Poczułam, że serce łomocze w mojej piersi jak oszalałe. Naprawdę nie sądziłam, że posunie się do agresji również fizycznej.
- Też chciałabym wiedzieć! - Mój głos zabrzmiał dziwnie żałośnie.
- To najwyższa pora się dowiedzieć - Syknęła, puszczając moje ubranie. Upadłam na walizkę. Prychnęła. Zerknęłam na Anię. Patrzyła w moim kierunku z najprawdziwszym w świecie przestrachem. Była cała roztrzęsiona. Denerwowała się bardziej, niż ja. Nabrałam ochoty, by do niej podejść i powiedzieć, że nic jej nie grozi. Szczególnie, że wyglądała na zdecydowanie młodszą ode mnie. Wygrzebałam się z walizki. Znowu odezwał się silny ból głowy. Zaczęłam marzyć w duchu o jakichś tabletkach przeciwbólowych, ale domyślałam się, że takowych nie posiadam.
- Tosia! - krzyknęłam, kiedy ta chciała wejść do łazienki.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła, zaciskając palce na drewnianej ramie drzwi.
- Dobrze, Antonino - podkreśliłam mocniej drugie słowo - Wiesz może gdzie jesteśmy?
- W czarnej dupie.
Po czym trzasnęła za sobą drzwiami. Spojrzałam po raz kolejny na Anię. Ku mojemu zaskoczeniu młoda cicho łkała. Podeszłam bliżej.
- Co się stało? Aż tak cię przestraszyła? Nie może być tak groźna, jak ci się wydaje...
- Nie macie się kłócić! - wykrztusiła przez łzy - Kłótnie nigdy nie prowadzą do niczego dobrego!
Zaniemówiłam. Niby miała rację, ale nie całkiem pojmowałam sens tego, dlaczego mi o tym mówi. Jakaś trauma? Złe wspomnienia? Chwyciłam jej palce i zacisnęłam na nich swoją dłoń. Były wilgotne od potu.
- Jasne. Postaram się z nią później na spokojnie pogadać. Nie będzie łatwo, ale dam z siebie wszystko.
Pokiwała szybko głową. Miała wory pod zaczerwienionymi oczami, a policzki były mocno zapuchnięte. Zmartwiłam się jeszcze bardziej. Nie wyglądała najlepiej. Zupełnie jakby płakała już od wielu godzin. Zakaszlała.
- Chcesz coś do picia? Mogę kogoś poszukać...
- Nie zostawiaj mnie z nią - poprosiła, podnosząc na mnie wzrok. Miała całkiem ładne, szarozielone oczy.
- Jasne - odparłam. Wstała z krzesła i dała się zaprowadzić na korytarz. Był ładnie zaaranżowany i przestronny. Żadnej żywej duszy. Zdecydowałyśmy się zejść po schodach. Kiedy trafiłyśmy na hol i przyglądałyśmy się tablicy ogłoszeń, która wyglądała jak stek najzwyklejszych w świecie bzdur, postanowiłam zapytać:
- Ile tak właściwie masz lat?
- Piętnaście... a ty?
- Szesnaście, ale za niedługo mam urodziny - Zrobiłam pauzę - Dzielą nas tylko dwa lata. Sądziłam, że trochę więcej.
- Kiedy masz urodziny? - zapytała, ignorując drugą uwagę. Nawet nie chciałam pytać, dlaczego chce to wiedzieć.
- Osiemnastego lipca.
- To wszystkiego najlepszego - powiedziała cichutko. Zmarszczyłam brwi. Przecież była połowa czerwca.
- Dzięki... Stołówka powinna być tutaj - zmieniłam temat, pokazując palcem na jedno z pomieszczeń zaznaczonych na mapce budynku. Ania tylko skinęła głową i już wędrowała we wskazanym przeze mnie kierunku. Szybkim krokiem ruszyłam za nią. Miałam nadzieję, że miała lepszą orientację w terenie, niż ja.
Już po chwili weszłyśmy do obszernej sali, w której dostrzegłyśmy kilku ciemnoskórych nastolatków. Zamarłam. Poczułam się naprawdę nieswojo. Chciałam spojrzeć na Anię, ale... już jej nie było.
- Anka?
Rozglądałam się dookoła. Jeszcze przed chwilą tutaj była!
- Anka!
Wyjrzałam za drzwi stołówki. Ania kucała, opierając się plecami o ścianę i trzymała się za głowę.
- Ania, wszystko w porządku? - zaniepokojona dotknęłam jej ramienia. Odsunęła się ode mnie. Płakała. - Jeśli mi nie powiesz, nie będę wiedziała co robić.
- On... chce... mnie zniszczyć - wykrztusiła. Nic z tego nie rozumiałam.
- Jaki "on"? Co się dzieje?
Na to już nie odpowiedziała, bo zaczęła płakać naprawdę głośno. Roztrzęsionymi rękami zaczęłam przetrzepywać kieszenie w poszukiwaniu chusteczki. Korytarzem przechodziło akurat kilku uczniów, którzy rzucali nam zainteresowane spojrzenia, jednak nikt nie zamierzał mi pomóc. Ukucnęłam tuż obok niej, próbując ją uspokoić. Wszystko na nic. Od zawsze nie byłam najlepsza w pocieszaniu. Nawet nie miałam durnej chustki do nosa.
- Masz.
Spojrzałam w kierunku źródła głosu. Przed nami zatrzymała się śliczna dziewczynka z długimi blond włosami, ubrana w ozdobną pastelową sukienkę z różnorakimi wstążeczkami i koronkami. Trzymała w dłoni paczkę chusteczek. Westchnęłam z wdzięcznością i wzięłam podarek.
- Dziękujemy.
Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła z białej, wełnianej torebki torebkę żelków, którą otworzyła i zaczęła zjadać zawartość. Ja w tym czasie wręczyłam Ani chusteczki, które i tak nerwowo zduszała w ręce, nie mogąc się nawet otrzeć.
- Jutro rano jest apel. Nie mogę się już doczekać - powiedziała radosna nieznajoma, delikatnie kiwając się na piętach.
- Jaki znowu apel? - zapytałam zmęczonym głosem.
- Gdzie nam wyjaśnią, gdzie mamy lekcje, kto z kim jest przydzielony do klasy... - Mówiła z pełnymi ustami. Uniosłam brwi. Ona w to wierzyła? Kiedy dostrzegła moje wahanie, zaczęła mi się przyglądać z większym zaciekawieniem. Gdy spojrzałam jej prosto w oczy, przeszły mnie ciarki i spuściłam wzrok. Było w nich coś dziwnie znajomego i za razem groźnego. Choć zdawała się być optymistycznie nastawiona do świata, to mimo wszystko... jej spojrzenie przyprawiało o ból głowy.
- Jasne - mruknęłam prawie niesłyszalnie.
- No i jutro nad ranem mają do nas dołączyć ostatni, najtrudniejsi do sprowadzenia uczniowie.
W tym momencie przestałam już jej słuchać, bo całą swoją uwagę skupiłam na Ani, która już stopniowo zaczęła się uspokajać i wydmuchała nos. W końcu dziewczynka w pastelowej sukience znudziła się mówieniem do ściany, więc odeszła.
***
Kiedy wróciłyśmy do pokoju, zastał nas niespodziewany widok. O ile nastawiłam się już na widok Antoniny leżącej bokiem na łóżku, tak obecność drugiej z dziewczyn zdecydowanie niemalże zwaliła mnie z nóg. Potrzebowałam dobrej chwili, by się pozbierać i odezwać.
- C-cześć...
Ciemnowłosa podniosła wzrok znad odtwarzacza muzyki, jednak nie ściągnęła słuchawek. Patrzyła na mnie kompletnie bez zainteresowania. Już sam jej wzrok jadowicie zielonych oczu przytłaczał moją nijaką postać. Nawet z takiej odległości dało się wyczuć jej aurę autorytetu. To nie mógł być nikt inny, jak tylko sama Stella Fire. Zrobiło mi się słabo.
- Stella?
Furknęła coś pod nosem, ale skinęła głową, zsunęła słuchawki i zmieniła pozycję z leżącej na siedzącą.
- Jestem Janka i jestem twoją wielką fanką... Matko, nie wierzę w to, że tutaj jesteś! - wykrzyknęłam, czując rosnące podekscytowanie. Kątem oka dostrzegłam, że Ania spoglądała to na mnie, to na Stellę, nie do końca mając pewność, co może w tym wypadku zrobić. Szybkim krokiem zbliżyłam się do piosenkarki. - Kocham twoje piosenki! Naprawdę! Mam w domu wszystkie płyty!
- Wszystkie? - zmarszczyła nos.
- Wszystkie!
Mruknęła coś pod nosem, po czym zapytała:
- Która jest twoją ulubioną?
- "Gwiazda". Te wszystkie utwory są tak... fantastyczne, że brak mi po prostu słów. I tekst, i muzyka...
Przerwałam, widząc nienawiść w jej oczach. Wyglądała tak, jakby miała ochotę mnie uderzyć.
- To NAJGORSZY album, jaki kiedykolwiek stworzyliśmy.
- Dlaczego? Przecież to był twój debiut...
Prychnęła, po czym wstała z łóżka i zwyczajnie wyszła z pokoju, rzucając jakieś obelgi w moim kierunku. Spojrzałam na Annę, ale ona również zdawała się nie rozumieć jej zachowania.
- Wreszcie sobie poszła - skomentowała Tosia, wciąż leżąc bokiem na łóżku.
- Czy ty musisz wszystkich tak nienawidzić?! - wyrwało mi się.
- Tak, muszę - zaśmiała się lekko.
- Nawet nie wiesz, przez co ostatnio musiałam przechodzić! Nikogo z nas nie znasz, a bezczelnie obrażasz! Wiesz co? Jesteś zwykłą kurwą! Naprawdę sądziłam, że cokolwiek do ciebie dociera! Najwidoczniej nie miałam racji!
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że obiecałam Ani już nie wszczynać kłótni, ale to jakoś samo ze mnie wyszło. Posłałam jej przepraszające spojrzenie, ale już miała załzawione oczy.
- Nie znam was? - zaśmiała się - Mówisz tak, zakładając, że znasz mnie doskonale. Nie mogę cię oceniać, ale ty mnie już tak.
Cała trzęsłam się z bólu. Choć nie przeklinała, jej wypowiedzi były przesiąknięte jadem. Była zwykłą rozpieszczoną rudą, której zdawało się, że pozjadała wszystkie rozumy świata i wie cokolwiek o życiu. Ona w końcu nie spotkała nigdy ludożerczej dziewczynki, która widocznie miała na nią chrapkę. Teraz to JA miałam ochotę strzelić jej w pysk, ale zamiast tego kopnęłam walizkę i uwaliłam się na swoim łóżku. Już miałam tego wszystkiego serdecznie dosyć.

Komentarze

  1. Kurczę, dopiero teraz trafiłam na twojego bloga, a szkoda. Opowiadanie bardzo fajne i ciekawe, tylko jedyne co ma do zastrzeżenia to dialogi. Momentami wydają mi się okropnie suche i nudne. A tak to jest świetnie. Czekam na dalsze części <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jesteś drugą osobą która zwraca mi na nie uwagę, więc postaram się coś z tym zrobić. Wbrew pozorom to wcale nie takie łatwe, szczególnie, że postaci jest wiele i jako, że się ze sobą nie przyjaźnią, ich stosunki bywają dość niezręczne.
      Już kilka pierwszych fragmentów piątego rozdziału się pojawiło, więc zapraszam do czytania. Niebawem postaram się napisać więcej.
      Tak czy inaczej polecam się na przyszłość i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń

Prześlij komentarz