Rozdział 5 (część 2/?)

Taaak! W końcu wracam do pisania!
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba. Czekam na komentarze. :)
**********************************
Emil
Siedząc przy śniadaniu, spod zmarszczonych brwi obserwowałem członków mojego pokoju. Wyjątkowo dziwny z nas skład. Jeszcze dnia poprzedniego byłem tylko ja i Krzysztof. Wieczorem przybył do nas również mój kochany braciszek. Dawno się nie widzieliśmy... przynajmniej na żywo. Strasznie się cieszył, kiedy zorientował się, że mnie przerósł. Jeszcze bardziej uradowany był, kiedy wylał na mnie butelkę wody jak spałem.
- O Jezu, dalej się o to obrażasz? - zaśmiał się, widząc moją minę.
- Miałem gorączkę i pewnie nadal mam, a ty mnie oblałeś wodą! Chciałeś, żebym się nią zakrztusił?
- Nic się przecież nie stało...
- Ale mogło! - krzyknąłem, uderzając ręką w blat stołu.
- Chłopcy, spokojnie - mruknął Grzegorz. On również do nas dołączył, jednak dopiero rano. Niewiele mówił, wyglądał na dość zamyślonego. Miał chłodne, niebieskie oczy, którymi lubił nas obserwować. Prychnąłem i usiadłem z powrotem na miejsce. Przez te lata zdążyłem zapomnieć, jak wkurzający jest mój bliźniak. Wyglądało na to, że stał się już w tym istnym mistrzem.
- Haha, you haven't got any supporters! - zaśmiał się skośnooki chłopak. Z jakiegoś powodu został przydzielony do naszego pokoju. Nawet nie umiał mówić po polsku. Nie wiedziałem sam, kto mnie bardziej drażni: on, czy Antonio. Zmierzyłem go spojrzeniem. Śmiał się z byle bzdury i cały czas się popisywał. Dla mojego brata jak znalazł.
- Zobaczycie, ten Chińczyk któregoś dnia oświadczy nam, że jest gejem i terrorystą za razem - mruknąłem.
- To Japończyk - poprawił Grzegorz.
- Przecież wiem - warknąłem, zerkając na Azjatę, który zdawał się niczego nie rozumieć. Z szerokim uśmiechem wrócił do jedzenia. Jakoś straciłem apetyt.
- Geje są fuj - stwierdził Antoni - Na dwie całujące się laski bym popatrzył, ale faceci... Ohyda.
Westchnąłem. Chyba nikt przy tym stole nie wyczuł ironii.
- A rudzi nie mają przyjaciół - dodałem, zerkając w stronę brata. Zamachnął się gwałtownie widelcem z nabitym na niego kawałkiem jajecznicy.
- Też jesteś rudy.
- I właśnie o to chodzi - syknąłem - Stereotypy, rozumiesz? Każdy kto nie z Polski jest terrorystą, a każdy Azjata jest gejem.
- Święta prawda - dodał, pożerając kolejną porcję - Niedługo te pedały zaleją całą Europę.
Zacząłem się zastanawiać, czy on jest taki głupi, czy tylko udaje. Po dłuższej chwili stwierdziłem, że jednak mówił poważnie. Wyrzekam się tego dupka - pomyślałem, jednocześnie wewnątrz siebie przeklinając na wszystkie sposoby jego niczego nieświadomą osobę.
- A wy? Zgadzacie się z nim?
- Tak - oznajmił bez chwili zastanowienia Krzysztof.
- I tak i nie. Nigdy nie miałem okazji spotkać żadnego homoseksualisty, więc się nie wypowiem. W przeciwieństwie do terrorystów, oni akurat nie są raczej szczególnie groźni. Nie popieram, ale też nie zamierzam szykanować - stwierdził Grzegorz, odsuwając pusty talerz.
- A co jeśli twój syn byłby pedałem? - zapytał kąśliwie Antoni. Grzegorz się zawahał.
- Wtedy... nie wiem.
- Nie każdy gej to pedał - warknąłem.
- Czy ty chcesz nam przez to przekazać, że wolisz chłopców? - zaśmiał się Antek.
- Nie! Po prostu trochę otworzyć wam oczy!
- Ta, jasne...
- Trafiliśmy do Szkoły Magii, a wy zaprzątacie sobie głowę sprawą terrorystów? - przerwał nam Grzegorz.
- I pedałów - dodał mój brat.
- Naprawdę nie macie lepszych tematów do dyskusji?
- Jeszcze została sprawa lesb - zaśmiał się głupio, kładąc splecione dłonie na stole.
- Dość - powiedział ostro Grzegorz - Widzę, że wszyscy już zjedli. Możemy się już zabierać za poszukiwania sali numer trzydzieści trzy.
Nikt nie protestował. Odnieśliśmy talerze i wywędrowaliśmy z pomieszczenia. Grzegorz uważnie obserwował numery drzwi, które mijaliśmy idąc losowym korytarzem, przez co zdążył się zorientować o układzie sal w przeciągu kilku minut. Jak się okazało, nasza klasa znajdowała się na pierwszym piętrze. Przystanął. Chyba nasłuchiwał. Z środka dobiegała głucha cisza. Zapukał, następnie nacisnął na klamkę. Zamknięte.
- Pewnie reszta jeszcze nie przyszła, dlatego jesteśmy jako pierwsi - stwierdziłem, opierając się o ścianę. Już chwilę później przyszła do nas nie żadna inna kobieta, jak tylko sama dyrektorka. Otworzyła nam drzwi do klasy, każąc wchodzić.
Pomieszczenie było naprawdę niewielkie, miała raptem sześć obdrapanych ławek i dwanaście równie zniszczonych krzeseł. Usiadłem w pierwszej ławce pod ścianą. Reszta oczywiście wolała zająć tyły. Dyrektorka spokojnie usiadła na swoim krześle i w zamyśleniu oczekiwała na przybycie pozostałych. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że zaraz zostaną nam przedstawieni całkiem obcy ludzie, z którymi będziemy musieli się zgrać. Naprawdę tego nienawidziłem. Nigdy jakoś szczególnie nie miałem pamięci do imion i twarzy.
Za chwilę do sali wpadła średniego wzrostu, rozczochrana dziewczyna o dzikim spojrzeniu. Rzuciła buntownicze spojrzenie dyrektorce i mówiąc ciche "dzień dobry", usiadła w ławce przy oknie. Następna wpadła do sali trójka dziewcząt - jedna bardzo wysoka, dwie przeciętnego wzrostu. Wszystkie blondynki. Usiadły możliwie jak najbliżej siebie. Wyglądało na to, że są ze sobą zżyte. Może znały się już wcześniej? Kolejna była ciemnowłosa, piękna dziewczyna, może już nawet dorosła, którą skądś kojarzyłem. Nie mogłem sobie jednak przypomnieć, skąd.
Dyrektorka wstała i stanęła na środku forum klasy. Teraz zwróciłem uwagę również na to, że tablica była po wielokroć wysłużona. Ściany jednak były nawet nie wymalowane. Skąd ten kontrast?
- Po raz kolejny chcę was serdecznie powitać w jedynej istniejącej Szkole Magii. Macie ogromne szczęście, że was znaleźliśmy i tutaj sprowadziliśmy - oznajmiła, rozkładając ręce. Nie patrzyła na żadnego z nas - Bez odpowiedniego wyszkolenia wasze umiejętności zamiast wam służyć, szkodziłyby i wam, i innym. Opanowanie sztuki magicznej jest dla warmagów niezwykle trudne i czasochłonne, więc nie spodziewajcie się natychmiastowych efektów. To sztuka tylko dla wytrwałych. Nie obiecujemy, że każdy z was będzie szastać zaklęciami na prawo i lewo - Powoli przeszła między ławkami. Ręce miała splecione na plecach. Zatrzymała się dopiero przy ławce naszego kolegi, Azjaty. Wychodziło na to, że jest w klasie Polaków. Dobrą chwilę na niego patrzyła, a kiedy Japończyk się do niego chytrze uśmiechnął, szybkim krokiem wróciła do biurka. Obserwowałem całą sytuację z nieskrywanym zmieszaniem. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście jego trafienie tutaj było pomyłką, a ona właśnie stwierdziła, że należy go przepisać. Choć był wnerwiający, nie chciałem się go pozbywać. Już zdążyliśmy ze sobą wymienić kilka zdań i nie był wcale taki zły. Chyba.
- Odnośnie innych lekcji... Będą się one odbywać, jednak przeważające zdecydowanie są w planie wszelakie związane ze szkoleniem was na sprawnych magicznie warmagów. Chcę, żebyście byli tego świadomi - zrobiła pauzę - Jakieś pytania?
- W klasie mamy osoby w różnym wieku. Już rozpocząłem studia, więc wiem więcej od pozostałych. Między nami jest duża przepaść pod względem wiedzy. Skąd ta niesprawiedliwość? Czy nie lepszy byłby podział kategoriami wiekowymi? - wtrącił Grzegorz. Popatrzyłem na niego zaskoczony. Między nami był raptem rok różnicy, a on już studiował? O ile ponoć ja uczyłem się dobrze, on musiał być chyba jakimś geniuszem. No chyba, że okłamał nas albo co do wieku, albo co do studiowania.
- Jesteście jedyną brygadą Polaków. Nie chcieliśmy zrobić zbyt gwałtownego pomieszania kulturowego, bo w ten sposób moglibyśmy pobudzić niechciany konflikt. Z roku na rok te granice będą się stopniowo zacierać. Zamierzamy stworzyć rasę tolerancyjną, która dogaduje się ze sobą bez względu na pochodzenie.
Zerknąłem na Antoniego. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Przynajmniej punkt był dla mnie.
- Co do wiedzy, muszę przyznać rację. Prosiłabym w takim razie o danie szansy pozostałym. Nikt tutaj nie będzie oceniany jak w szkołach, do których dotychczas mieliście okazję uczęszczać. Liczą się osobiste wyniki, które zauważacie samodzielnie. Stawiamy na rozwój osobisty, a nie cyferki na nic nie znaczącym papierze.
- Co z naszą normalną szkołą? - zapytała tym razem blondynka o wyjątkowo gęstych włosach spiętych w kucyka.
- O to również się nie martwcie. Wszystkie papierkowe sprawy załatwi we właściwym czasie nasza kadra nauczycielska. Jeszcze jakieś pytania?
- Dlaczego nas nie wypuścicie ani nie powiecie, gdzie jesteśmy? Jesteśmy zamknięci jak w klatce - syknęła ciemnowłosa. Głos miała głęboki, gładki, mocny i jednocześnie wyjątkowo przyjemny. Wprost melodyjny. To była kolejna rzecz, która mi coś w niej przypominała, lecz wciąż nie mogłem sobie jej usytuować we właściwym miejscu. Dyrektorka zmierzyła ją swoimi bezlitosnymi, szarymi oczami.
- Abyście nie próbowali uciekać do domów. Musimy zrobić dokładnie to, co sobie przyrzekliśmy, żeby zapobiec katastrofie. Odeślemy was do rodzin we właściwym czasie. Coś jeszcze was nurtuje? Macie teraz niepowtarzalną okazję dowiedzieć się wielu rzeczy na temat szkoły.
- Dlaczego meble są zniszczone, a ściany już nie? - zapytałem. Dopiero kiedy wypowiedziałem to na głos, uświadomiłem sobie, jak bardzo niepoważne i głupie było.
- Budynek ten przed zakupem był niszczejącą ruderą. Dokonaliśmy drobnej odbudowy, jednak nie było nas stać na zdobycie droższych, nowych ławek czy krzeseł. To jednak nie powinno szczególnie utrudnić funkcjonowania.
Nagle usłyszeliśmy głośny trzask drzwi uderzanych o ścianę. Do klasy wdarła się kobieta w średnim wieku o rozwianych blond włosach.
- Mamy kolejnego nieproszonego gościa!
To jedno zdanie zapoczątkowało istny chaos.

Komentarze