Rozdział 5 (część 1/?)

Okeeej... Wróciłam. A oto pierwsza część naszego maratonu. Sądzę, że teraz wszystko powoli staje się jaśniejsze i zaczyna się dziać coś bardziej intrygującego. Pojawili się już ważni dla fabuły bohaterowie, którzy wprowadzą tu zamieszanie... więc no. Obiecuję sporo akcji w najbliższym czasie. 
I czekam na Wasze opinie i propozycje pytań, które mogą później zadać uczniowie! Pamiętajcie, że jestem autorką, więc mogę przypadkiem pominąć pewne rzeczy, które są ważne, a które chcieliby wiedzieć bohaterowie. :')
********************************
Anna
W nocy po raz kolejny nie zmrużyłam oka. Cały czas przewracałam się z boku na bok, jednak nikt na to nie narzekał. W pokoju panowało napięcie tak silne, że można było je niemalże wyczuć w powietrzu. Czasem popłakiwałam. To było nie do zniesienia. Czy naprawdę zawsze, kiedy gdzieś się pojawiałam wszyscy musieli się ze sobą kłócić? Do tego jeszcze to poczucie cudzego spojrzenia na moich plecach. Łóżko, w którym miałam spać nie stało bezpośrednio pod ścianą, więc nerwowe obracanie się było spowodowane kontrolą, czy aby na pewno On nie przyszedł tu ze mną i czy nie stoi tuż za mną. Byłam w stanie wystraszyć się nawet pierwszego lepszego cienia. W ciemności wszystko wyglądało na dziwną, powykręcaną sylwetkę potwora, który mnie śledził już od dawna.
Rano wszystkie członkinie tego pokoju wyglądały na koszmarnie zmęczone i niechętne do rozmowy. Tosia z niewiadomej przyczyny spała w ubraniach z dnia poprzedniego, których rano nawet nie przebrała.
Kiedy czekałam na swoją kolej skorzystania z łazienki, niespodziewanie drzwi od pokoju się otworzyły. O mało co nie spadłam z łóżka.
- Dzień dobry, śpiochy! - krzyknęła jasnowłosa, wysoka dziewczyna, wchodząc do środka. Starannie zamknęła drzwi i z uśmiechem się do nas odwróciła. - Niedługo mamy apel.
- Kim jesteś i po co tu przyszłaś? - zapytała ostro Stella, wstając z łóżka. Wyglądała trochę tak, jakby odczuwała chęć uderzenia obcej dziewczyny.
- Mam na imię Gabrysia i jesteśmy współlokatorkami. A to jest moje łóżko - Mówiąc to, z rozbawieniem wskazała na idealnie zaścielony mebel. Tuż obok niego leżała szarawozielona torba, na którą nikt wcześniej nie zwrócił uwagi.
- Tak poza tym, miło mi was poznać. Może się przedstawicie? - dodała, nie przestając się uśmiechać.
- Ania - powiedziałam bez chwili zastanowienia.
- Stella - burknęła piosenkarka, ponownie układając się na łóżku.
- Alvara. W łazience jest jeszcze Janka.
Zwróciłam głowę w stronę Tosi, która nie dość, że nie podała swojego prawdziwego imienia, to jeszcze z jakiegoś powodu zechciała wspomnieć o koleżance, której przecież chyba nie lubiła. Gabrysia wyglądała na zachwyconą nami, bo westchnęła niezwykle zadowolona i roztańczonym krokiem podeszła swojego łóżka. Wtedy drzwi od łazienki się otworzyły. Janka patrzyła w osłupieniu na nową dziewczynę. Gabrysia znieruchomiała, obserwując ją bacznie.
- Em... dzień dobry...? - odezwała się nieśmiało Janka. Gabrysia od razu się wyprostowała i szybko podeszła do dziewczyny. Chwyciła jej dłoń i nią potrząsnęła, uśmiechając się szeroko.
- Cześć, słyszałam, że masz na imię Janka. Jeszcze nie miałam się okazji przedstawić, ale jestem Gabrysia Kowalska.
- My chyba... jesteśmy... lub byłyśmy sąsiadkami - zerknęła w moim kierunku, jakby oczekiwała pomocy. Jednak ja tym bardziej nie wiedziałam, dlaczego Gabrysia się aż tak ucieszyła na jej widok.
- Zgadza się. Mieszkanie numer osiem. Dobrze pamiętam?
Janka skinęła głową.
- Ha! Wiedziałam! - Gabrysia się od niej odsunęła, jednocześnie unosząc jedną rękę zaciśniętą w pięść do góry i odwracając się w naszym kierunku. Stella cały czas wbijała w nią mordercze spojrzenie.
- Hej, skąd te ponure miny? Trafiłyśmy chyba do najlepszej szkoły, jaką sobie możecie tylko wyobrazić. Możemy być naprawdę świetnym zespołem.
- Nie, nie możemy - burknęła Tosia. Stella tylko coś prychnęła i wzięła ubrania, by się przebrać w łazience. Zniknęła za drzwiami.
- Coś się stało...? - zapytała zdezorientowana Gabrysia.
- Można... tak powiedzieć - mruknęła Janka, kładąc się na łóżku.
- To coś poważnego?
- Raczej nie... - odparła cicho, podkładając rękę pod głowę.
- Niedługo mamy apel - dodała Gabrysia, najwidoczniej rozumiejąc, że nie mamy ochoty jej niczego wyjaśnić. Jednak gdzieś pod powłoką radości dostrzegłam u niej poważne zmartwienie naszą aktualną sytuacją.
- O której? Obowiązuje jakiś strój? - zapytała Janka, nadal leżąc do niej plecami. Tosia była zajęta oglądaniem swoich paznokci.
- O ósmej. Później pójdziemy na śniadanie. I... nie, raczej nie.
Tosia zerknęła na zegar wiszący na ścianie.
- Mamy jeszcze dobry kwadrans.
Patrzyłam na nią w głębokim zamyśleniu. Zupełnie, jakby teraz była całkowicie innym człowiekiem. Pokorniejszym. Milszym.
- Super. Wszystkie zdążą się przebrać i razem pójdziemy. Zaprowadzę was do sali, gdzie odbędzie się apel. Już obejrzałam wszystkie mapki szkoły - powiedziała Gabrysia z uśmiechem. Spróbowałam go odwzajemnić, ale wyszedł raczej marnie. Chyba zaczynałam ją lubić. Przynajmniej ona nie garnęła się do krzyczenia na wszystkich jak popadnie. Może wszystko się jakoś ułoży...
***
Kiedy wyszłyśmy z pokoju na hol, zalał nas tłum uczniów. Wszyscy musieli spieszyć na ten cały apel. Odruchowo chwyciłam Gabrysię za rękę, żeby się nie zgubić. Posłała mi nieco zaskoczone spojrzenie, ale niczego nie powiedziała. Czułam się przy niej bezpieczna. Może to przez jej silną posturę i możliwość wyglądania ponad większość głów w tłumie. Ponadto jej dłoń była mi w dotyku dziwnie... znajoma. Janka chwyciła moje ramię, by też się nie zapodziać. W końcu doszłyśmy do obszernego, dobrze wywietrzonego pomieszczenia. Ludzie w średnim wieku poustawiali nas pod ścianami, każąc stanąć tak, aby każdy wszystko widział. Posłałam pozostałym dziewczynom pytające spojrzenie. To byli nauczyciele? Żadna na mnie nie patrzyła. Z cichym westchnięciem, pozwalając Gabrysi położyć dłonie na moich ramionach, obróciłam się ponownie na przód.
Zaczęłam wodzić wzrokiem po osobach, które starały się doprowadzić wszystkich młodych do porządku, a następnie ustawić się w rządku na środku sali. Wtedy mnie zamurowało. Jedną postać poznałam praktycznie od razu. Miałam ochotę wyrwać się Gabrysi i podbiec do kobiety, która akurat stała tuż obok wysokiego, ciemno ubranego mężczyzny. Uśmiechała się. Nie widziała mnie.
- Proszę o spokój!
Wtedy zapanowała cisza. Chciałam krzyknąć, ale słowo ugrzęzło mi w gardle.
- Witam serdecznie wszystkich zebranych! - ponownie przemówiła niska kobieta o różowych włosach, która wystąpiła krok na przód. Pomimo drobnej sylwetki, miała donośny głos i niezwykły autorytet. Tuż obok niej stał tłumacz, który równie głośno przemawiał w języku angielskim.
- Trafiliście do jedynej istniejącej Szkoły Magii! - rozległy się pomruki niezadowolenia, westchnięcia lub ciche śmiechy, które kobieta uciszyła zwykłym uniesieniem ręki - Pewnie wielu z was nie może nadal w to uwierzyć, ale taka jest prawda. Jesteście... warmagami. Część z was jeszcze nie odkryła żadnych swoich zdolności, ale to nic nie szkodzi. Potrzebujecie czasu. Mamy na celu zapewnić wam dobry start w formie niezbędnej nauki, jak opanować podstawowe umiejętności magiczne. Ja nazywam się Wanda Wieczorek i jestem waszą dyrektorką. To Anthony Grace, wicedyrektor. - Wskazała ręką na równie niskiego mężczyznę o czerwonawej cerze, który wywołany siknął głową. Naprawdę chciałam zapamiętać jego twarz i wszystkich, których później również przedstawiała, ale skupiałam się na tej jednej kobiecie o rudobrązowych, farbowanych włosach, przyodzianej w zwiewną, beżową sukienką. Cały czas się pogodnie uśmiechała. Kiedy dyrektorka w końcu ją wywołała, przeszedł przeze mnie dreszcz, może strachu, może poczucia, że coś jest nie tak. - Magdalena Czerwoniak, polonistka.
Znowu nabrałam silnej chęci pobiegnięcia i rzucenia jej się w ramiona, oczekując jakiś wyjaśnień. Jednak nie miałam dość odwagi. Po moim policzku spłynęła łza, a kolana same się pode mną ugięły. Dopiero wtedy mnie zauważyła. Gabrysia na szczęście zdążyła mnie chwycić.
- Aniu, wszystko w porządku? Zasłabłaś? - dopytywała, widząc, że udało mi się na niej podciągnąć do pionu. Pokiwałam głową, starając się ukryć pod burzą wiecznie naelektryzowanych włosów to, że zaczęłam płakać. Pospiesznie otarłam łzę rękawem swetra. Nie dało się ukryć, że wzbudziło to wśród uczniów dość spore zainteresowanie. Dyrektorka zmierzyła mnie spojrzeniem, po czym wróciła do przemowy:
- Jak już zauważyliście, mamy tutaj warmagów z różnych narodowości. Wynika to z tego, że przedstawicieli naszego gatunku jest naprawdę niewielu, a wy należycie do niespełna czterystu aktualnie żyjących. Nie ma żadnych innych na całej Ziemi w przedziale od dziewięciu do dwudziestu dwóch lat. Macie to szczęście, że zostaniecie starannie wyszkoleni na rasę silniejszą od zwykłych ludzi. Nauczyciele z kolei to wybrani, odpowiedzialni warmagowie spośród pozostałych, nieco starszych z nas.
Zrobiła chwilę pauzy. Rozległy się brawa, które również uciszyła zwykłym podniesieniem ręki. Niezwykłe, że wszyscy jej słuchali. W normalnych szkołach nikt nie traktował tak poleceń nawet samego dyrektora...
- Jak już pewnie zauważyliście, jestem Polką. Mój ojczysty język będzie również waszym, tym, którym wszyscy będą w stanie się porozumiewać. Nie w języku angielskim. Wynika to z tego, że z jakiegoś powodu zdecydowana większość warmagów pochodzi właśnie z Polski. Ponadto to skłoni was do ciężkiej pracy, jaką jest nauczenie się jednego z najtrudniejszych języków na świecie, szczególnie pod względem gramatycznym.
Rozległy się jęki niezadowolenia, które przekrzyknęła dyrektorka.
- Jeżeli ktoś ma jakieś pytania przed podzieleniem was w klasy, proszę się zgłaszać!
Zrobił się harmider, wszyscy dyskutowali, ale nikt nie podnosił ręki. Sama też miałam mętlik w głowie. Jak to wszystko jest w ogóle możliwe? Kątem oka zauważyłam, że zgłosiła się Stella. Dyrektorka udzieliła jej głosu.
- Jak długo będziemy to przetrzymywani? To jakiś akademik, prawda? W takim razie dlaczego na siłę są tu przetrzymywani nawet dorośli ludzie, którzy z tego co widzę, nie zostali to zabrani dobrowolnie?
Dyrektorka odczekała, aż tłumacz powtórzy całe pytanie w języku angielskim dla reszty uczniów, po czym odparła:
- Tego jeszcze nie wiemy. Odnośnie powodu, dlaczego są tu też dorośli, dzieci oraz młodzież, która ma własną szkołę lub pracę... Nie możemy pozwolić, aby ten błąd się powtórzył. Jesteśmy dość młodą rasą, która powstała około czterdzieści lat temu, lecz przez ten czas już zdążyliśmy wprowadzić zamęt w świecie ludzi. Warmagowie nie znający swoich możliwości czasem stanowili zagrożenie dla innych. Nie umieli panować nad swoimi umiejętnościami. Wielu z was pewnie słyszało o podobnych incydentach... i to wcale nie tak daleko do waszego miejsca zamieszkania. Jeśli nie, pragnę wspomnieć, że w większości przypadków to byli wasi rodzice. To, że nie chcieli wam o niczym mówić, nie jest wcale zaskakujące.
Wtedy zapanował chaos. Niektórzy próbowali o coś pytać, inni krzyczeli, część osób chciała się rzucić na dyrektorkę. Najczęściej powtarzającym się słowem było "liar!". Nauczyciele od razu rzucili się do uspokajania rozszalałego tłumu, ale na niewiele się to zdało. Nie byli profesjonalnymi ochroniarzami. Nim doszło do tragedii, jeden z nauczycieli wytworzył coś w rodzaju lśniącej kuli ochronnej nad nim, kilkoma najbliższymi kolegami i wciąż niewzruszoną dyrektorką. Mimowolnie zrobiłam zdumioną minę i cofnęłam się o krok. Reakcja pozostałych była dość podobna. Wtedy dyrektorka po raz kolejny uniosła rękę. Zrobiło się cicho.
- Rozumiem, że już nikt nie ma pytań. Pokoje numer jeden, dwa, trzy i piętnaście tworzą klasę A. Sala znajduje się na pierwszym piętrze, w sali trzydzieści trzy. Pokoje numer...
Wymieniała dalej. Zupełnie, jakby wcale przed chwilą nie wybuchł bunt. Zerknęłam na Gabrysię. Wyglądała na mocno zmartwioną, a może i nawet trochę... spanikowaną. Kiedy dyrektorka skończyła podział, oświadczyła, że teraz jest pora na śniadanie i wywędrowała wraz z pozostałymi nauczycielami z sali. Tuż za nimi kroczył znajomy mi chłopak, przewodząc nad tłumem uczniów. Mijając wyjście, obrócił się przez ramię. Zrobiło mi się słabo. Teraz już nie miałam wątpliwości, że to naprawdę on.
- Grzegorz - wykrztusiła Janka przez zaciśnięte gardło. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że stała po mojej prawej stronie. Spojrzałam na nią zaskoczona. Oni się znali? To wszystko robiło się coraz dziwniejsze.
Gabrysia mnie lekko popchnęła do przodu na znak, żebym też się ruszyła z miejsca.

Komentarze