Rozdział 3 (cz. 4/4)

Mam wrażenie, że w tym rozdziale też wypadłam dość... hm, kiepsko. Może to przez wrażenie, że piszę superidealnąpiosenkarkąomghajsznikąd (napisane razem celowo), a Baśka mnie nieco swoją pustotą irytowała, lecz cóż począć... Mam nadzieję, że Wam ona aż tak nie podpadnie i zaintryguje wątek z nową postacią.
Tak swoją drogą - zauważyliście już jakieś powiązania między bohaterami? Byłoby mi niezmiernie miło, gdyby pod tym postem (i każdym innym) pojawiały się komentarze. Uwielbiam je czytać i odpowiadać na ewentualne pytania. c:
****************************************
Barbara
- Mówię ci, poszedł z nią na randkę!
- Jak to? Z nią? - zaśmiałam się - Przecież ma pryszcze na twarzy. Jak można z taką brzydulą pokazywać się na mieście?
- Właśnie nie wiem. Przyjdziesz w poniedziałek do szkoły?
- Co ty! Przecież mówiłam, że mam wizytę u wizażystki i stylisty! Kręcę w przyszłym tygodniu teledysk!
- Ach, no tak! Później mi opowiedz, jak ci poszło ze współpracą z tą nową załogą. No i oczywiście jaki jest ten Mathew Cullen! - podekscytowała się Fred. Uśmiechnęłam się lekko, nie przerywając malowania paznokci na krwistoczerwony kolor.
- Jasne.
- Znowu będziesz miała tą genialną spódnicę?
- Chyba żartujesz! Nie pojawię się dwa razy w tym samym - rzekłam z wyrzutem do swojego iPhone'a, zakręcając flakonik z lakierem.
- W sumie racja - zrobiła pauzę - Wczoraj przeglądałam internet. Wiesz, że masz sporo młodych psychofanek, nie?
- Jak każdy artysta - westchnęłam - Co znowu tam znalazłaś?
- Zapanowała moda na rysowanie sobie markerem na ramieniu identycznego tatuażu, jak twój.
- Poważnie? - zapytałam. Nigdy nie mogłam do końca pojąć, jak można być tak głupim i ślepo podążać za osobą, której się nawet nie zna. Tym bardziej, że nie lubię dzieci. Zdecydowanie przyjemniej jest patrzeć na morze dorosłych i nastolatków pod sceną, niż zasmarkanych bachorów. Czasem gdy spotykali mnie na mieście od razu do mnie doskakiwali z prośbą o wymalowanie swojego autografu permanentnym markerem na ręce, bluzce, torbie, czy nawet nodze czy czole. Wolę nawet nie wiedzieć, jaką furorę robię wśród nic nie rozumiejących dzieci, które udając, że są dorosłe, bo słuchają rocku w podstawówkach porównują nawzajem, kto ma na łydce ładniejszy "tatuaż".
- Tak! Chcą się też ubierać jak ty! Próbowali nawet golić podobnie głowy.
- Idioci.
Fred wybuchnęła śmiechem.
- To się nazywa dobre traktowanie fanów.
- Sorry, ale ja nie uważam głupich dzieci jako ludzi - oznajmiłam, wstając z krzesła. Miałam już przeschnięte paznokcie, więc ostrożnie chwytając telefon postanowiłam się przenieść na balkon. Usiadłam na ławce i zaczęłam się wpatrywać w rozgwieżdżone niebo.
- Wydałaś już w ogóle wersję audio? - zapytała po chwili Fred.
- Jeszcze nie. To będzie... hm, pewnego rodzaju niespodzianka.
- "Darkness from the fire", tak?
- Mhm... - mruknęłam. Podkuliłam kolana pod brodę i otuliłam ramionami nogi.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że chodzę do jednej klasy ze słynną Stellą Fire!
- Już do niedługa. Nie zapominaj, że już za kilka miesięcy zacznie się nasz ostatni wspólny rok... o ile nie przeniosę się znowu do innej szkoły prywatnej. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, że moi rodzice mają spore wymagania co do mojej nauki.
- I tak się nie uczysz!
- To jest właśnie cudowne - zaśmiałam się lekko, pocierając delikatnie idealnie gładkie nogi.
- Też chciałabym mieć takich rodziców.
Uśmiechnęłam się pod nosem, nie odpowiadając swojej przyjaciółce. Uczyła się nieco lepiej ode mnie, choć też nie wybitnie. Ona przynajmniej codziennie była w budzie, nie to co ja. To, czy chcę siedzieć nad książkami zależy wyłącznie od mojego widzi mi się, bo i tak przejdę i tak. Kocham moje bogactwo. W duchu wychwalałam nawet drogą świeczkę, której zapach odstraszał wszystkie komary. Nie muszę walczyć w przeciwieństwie do większości osób z swędzącymi bąblami. To właśnie dlatego niekiedy przesiadywałam do północy na dworze i rozmawiałam z Fred. Miałam poza tym nieograniczone rozmowy, nikt nie narzekał na to, bym poszła już spać i co ważniejsze - mogę drzemać aż do południa. Istny raj.
- Zgaduję, że znowu siedzisz na balkonie - stwierdziła Fred.
- Brawo! Gdzież indziej mogłabym przebywać? Poszłabym do sauny lub jacuzzi, ale wtedy zniszczę sobie lakier.
- Jutro i tak zahaczysz o kosmetyczkę...
- Jak każdego dnia, Fred! Każdego! Wiesz, że nigdy nie mogę się zdecydować na właściwy kolor i wszystko później muszę robić sama - stwierdziłam, wywracając oczami.
Rozmawiałyśmy tak przez jeszcze dobrą godzinę, aż nie usiadł na najbliższej poręczy balkonu olbrzymi kruk. Z wrażenia o mało nie spadłam z ławki.
- Fred, nie uwierzysz. Przyleciał tu kruk-gigant - wykrztusiłam. Ptak zakrakał kilkakrotnie i przekręcił ten swój wielki łeb z równie wielkimi ślepiami. W świetle świeczek widziałam wyraźnie, że patrzy na mnie... i trzyma coś w równie przerażającym dziobie. Serce zaczęło mi walić w piersi jak szalone.
- Wkręcasz mnie, nie? - z głośniczka iPhone'a wydobył się rozbawiony głos dziewczyny.
- N-nie...
Ptak przysuwał się coraz bliżej i bliżej, wyciągając w moim kierunku rzecz trzymaną w dziobie. Powoli zsunęłam się z ławeczki.
- Kruk w nocy? Nie pomyliłaś czasem z sową? - dopytywała. Ptak cały czas się we mnie wpatrywał tymi swoimi paciorkowatymi ślepiami. Wyglądał tak strasznie złowrogo... Lubię horrory, jednak było w nim coś... nieprzyciągającego. Kartka w jego dziobie zaszeleściła pod wpływem wiatru. W tej samej chwili rzuciłam się do drzwi do swojego pokoju. Dwoma szybkimi ruchami je otworzyłam i zamykałam. Były przezroczyste, więc mogłam obserwować kruka, który zeskoczył z poręczy i na tych swoich łapkach podszedł i zaczął uderzać dziobem w szybę. Co on wyprawia? - zastanawiałam się. Fred zapewne dalej próbowała się ze mną porozumieć przez telefon, jednak nie odpowiadałam. Urządzenie zostało na zewnątrz. Zrobiłam kilka kroków w tył i usiadłam na łóżko.
Mijały minuty, a kruk dalej uderzał w drzwi. Stukanie było monotonne, więc niewiele brakowało, a zwyczajnie bym zasnęła. Nie stało się tak tylko dlatego, że w końcu zapanowała całkowita cisza, a on odleciał. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do drzwi. Sprawdziłam raz jeszcze, czy nie czai się gdzieś w pobliżu ta przerażająca istota. Noc była ciemna jak jego pióra, więc upewnienie się, że rzeczywiście na balkon nie pada żaden ptasi cień trochę mi zajęło. W końcu cicho wyszłam na balkon i wzięłam iPhone'a. Wtedy usłyszałam coraz to głośniejszy trzepot wielu skrzydeł. Popatrzyłam w tamtym kierunku. Z wrażenia aż otworzyłam szerzej oczy. Niebezpiecznie zbliżało się do mnie stado rozwścieczonych, choć nieco mniejszych kruków. Pospiesznie wycofałam się z powrotem do środka.
Nie minęło kilka sekund, aż te z impetem nie uderzyły w przejrzyste drzwi. Część z nich obsiadła calusieńki balkon, a część dalej próbowała zniszczyć szybę. Jedyne co widziałam, to kotłujące się czarne pióra. Wyglądało to naprawdę przerażająco. Wyciągnęłam z koszyczka stojącego na jednej z drogich szafek klucz i szybko zamknęłam drzwi, by nie miały szans na otworzenie ich. Choć były wykonane z twardego materiału i tak pojawiały się na szkle niepokojące rysy. Szybkim krokiem wyszłam ze swojego przestronnego pokoju, zamknęłam drzwi i zeszłam na dół, do kuchni. Udałabym się do piwnicy, lecz jedyne wejście tam prowadziło przez drzwi na dworze. Nie chciałam ryzykować wyjściem. Wolałam nie wiedzieć, czego chcą te ptaszyska. Może zasmakowały w ludzkim mięsie? Lub mają wściekliznę?
Odchyliłam firanę w kuchennym oknie. Przez ułamek sekundy widziałam uśpiony ogród, aż nie rzuciło się na szybę kolejne czarne stworzenie. Kolejny kruk. Z wrażenia aż wpadłam na stół. Czego one do cholery ode mnie chcą?! Patrząc na ptaka, zastanawiałam się, cóż mogłabym począć. Najchętniej rzuciłabym się na każdego z osobna z jednym z pistoletów taty, ale niestety nie pamiętałam, gdzie je trzyma.
Wdech i wydech. To tylko głupi ptak. To głupie zwierzę. W dodatku jest za oknem.
Ostrożnie usiadłam na krześle postawionym przy kuchennym stole i obserwowałam go.
Mijały minuty, może godziny, a moja głowa opadała coraz bardziej. Podparłam ją ręką, mówiąc sobie w duchu, że będę czuwać aż do powrotu rodziców i w razie, jakby te istoty ich zaatakowały, przystąpić do ataku. Z czasem jednak przekonałam się, że pragnienie snu jest silniejsze.
***
Kiedy się ocknęłam, bolał mnie kręgosłup i przede wszystkim czoło. Głowę miałam gorącą choćby od tego, że promienie słoneczne padały przez okno idealnie na moje ciemne włosy. Podniosłam się i spojrzałam na okno. Kruka już nie było. Ostrożnie odsunęłam krzesło i weszłam na górę, cały czas masując czoło. Było mi trochę niedobrze. Spanie w tej pozycji nie było dobrym pomysłem.
Kiedy otworzyłam swój pokój i podeszłam do drzwi na balkon zauważyłam coś, co mnie mocno zaskoczyło. Na szybie znajdowały się dziesiątki tysięcy zarysowań. Część z niej znajdowała się bliżej siebie, przez co na dywanie powstawał lśniący napis: "NIE UFAJ MU".
Moje serce znowu zaczęło walić jak młotem. Pomyślałabym, że jakiś człowiek wspiął się na balkon i wyrył to nożem, lecz wielkość zadrapań oraz ich ilość autentycznie wskazywała na dzioby i pazury ptaków. Zakręciło mi się w głowie. Nawet nie usłyszałam, kiedy do drzwi zadzwonił mój tata, bo straciłam przytomność i padłam bez czucia na dywan.

Komentarze